Yuki - wyrzucić i odjechać... Jaka jest jego historia? Zadzwonił dziś telefon. "Cześć mam psa" Koleżanka pojechała pod Warszawę odpocząć. Tak odpoczęła, że w okolicach Wilgi zaczął za samochodem gonić ją TEN pies. Zatrzymała się. Pies przytulił się do niej jak jeszcze nigdy żaden... Pokazywał całym sobą "zabierz mnie stąd!" Telefon jeden drugi. Objazd po wsi, może czyjś? weterynarz - może czip? - NIC... W końcu dotarła do pobliskiego baru i tam sytuacja się rozjaśniła. Otóż tydzień temu jakiś skur***yn bezczelnie wyrzucił psa z auta. W środku nocy. Pies strasznie wył, płakał, skomlał... Właściciel baru wyszedł zobaczyć co się dzieje i zobaczył... Psa... Od tygodnia siedzi w jednym miejscu, biegnie za każdym samochodem, w barze dają mu jeść. Na pewno nie tutejszy... Tutejsze przychodzą zjeść i wracają do domu. Ten siedzi i czeka... czeka na co? Przyjechał do nas... Jest miniaturką Huskiego, waży 14,6kg, ma max 1,5 roku. Pobraliśmy krew, bo chodziły po nim kleszcze (nie wbite, spacerowały...) Został wykąpany, ma obrożę p/kleszczom, jutro odrobaczamy. Jest ogromnym pieszczochem. Tuli się, rozdaje buziaki. Bardzo prosimy o DOM TYMCZASOWY DLA NIEGO!!! Dom bez innych psów, nie jest chętny do dzielenia się człowiekiem... tel.